Po raz kolejny postanowiliśmy się wybrać do
Twierdzy w Modlinie,
niemożliwe zwiedzć całą podczas jednej wycieczki. Pierwszy raz byłam
tam rowerowo na początku czerwca zeszego roku. Tym razem byliśmy tam w
kwietniu, jak tylko zrobiła się pogoda. Rano wiało i ziab był straszejn
Dawid jechał w czapce, ja w nausznikach, Tomi w kapturze. Pote na zmianę
robilo się ciepło i zimno, przebierałam się kilkanaście razy.
Jechaliśmy z mostu Gdańskiego, dalej wzdłuż Jagiellońskiej na
Białołękę i dalej już wałem. Tam zrobiliśmy większy postój w rezerwacie
nadwiślańskim, Kępy Kiełpińskie czy coś. Takie krzaki jeszcze tylko w Polsce zostały, Europejczycy nie wierzą,że tu nie ma betonu... z braku funduszy ;)
I trafiła się łódka. Rezerwat jest na przeciwko pola golfowego, łatwo trafić.
W samym
Modlinie zabawiliśmy z Tomim do późnego popołudnia, Dawid niestety musiał wcześniej ruszć do domku.
W międzyczasie Tomi wszedł na komin. Nudził się biedactwo.
Wracałam wieczorem przez Łomianki a Tomi do Żyrardowa przez Kampinos. Po drodze zahaczyliśmy o Kazuń, by sfocić urokliwy kościółek. Nie wracałam pociągem dlatego,że dworzec modliński był w remoncie.
Co ciekawe znaleźliśmy miejsce w Modlnie skąd można podziwiać panoramę...
Warszawy!