28 lipca 2007

>>>>>> Reszel w lipcu >>>>>>

Dawno, dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma lasami... było sobie miasteczko a w nim zamek... i była sobie lavinka, która mieszkała na zamku.... To znaczy jedną noc mieszkała dokładnie... a teraz po latach wróciła i mogła odświeżyć wspomnienia.... A zamek z czarno-białej galerii Reszla Zimowego po sześciu czy siedmiu latach wygąda tak:



Pomnik zawędrował pod bramę, a na jego miejscu wyrosła dziwna budka sprzedająca bilety wstępu.... za darmo nawet zamku nie można obejść dookoła... Ale nie tylko zamkiem Reszel stoi... jeśli macie ochotę na wirtualny spacer po tym miasteczku zapraszam TUTAJ.

24 lipca 2007

>>>> Od Kolna po Tejstymy >>>>

Małe kółeczko. Bagatela, 45km. Ale na rowerze, częściowo po polnych drogach... trwała długo. Najpierw ruszyliśmy do KOLNA, potem RYN i poszukiwania zagubionego kościółka...


Potem górzysta droga do LUTER... tuż przy kościele minął nas szalony motocylista... szczęście,że akurat byliśmy na poboczu...


I znów polne przepychanki by zobaczyć jezioro Luterskie. Marnie z tym było, wszystko ogrodzone lub zarośnięte trzcinami. Mały skrót,który okazał się drogą przez wysokie trawy na piechotę i forsowaniem rowu zarośniętego pokrzywami... ale nic to, jadziem dalej... szosą do KIKIT, gdzie miało nie być Tirów... miało.... potem krążyliśmy po Kikitach w poszukiwaniu polnej drogi w bok na Tejstymy. Znalazła się. Choć po paruset metrach okazało się,że na całej szerokości rozkopała ją koparka... robotnicy zrobili nam uprzejmość i przepuścili bokiem... wydawało się,że będzie lżej... ta... potem były góry i doły a w lesie błoto i jeep gnający po tym błocie... a my ledwo bokiem. Ale widoki na jezioro TEJSTYMY rekompensowały wszystko...

By dojechać do Tejstym trzeba było przebyć 1km drogą dla Tirów. Tirów nie było za to z naprzeciwka nadjechał szalony motocyklista z prędkością dźwięku... życie mignęło mi przed oczami... na szczęście zaraz w Tejstymach skręciliśmy w bok i prędzej do wsi KRUZY. Tam już błogi spokój i krówki na łące. I z górki 43km/h. Tak było stromo. I dalej przez Górowo do Bęsi i do domciu... po dojechaniu na miejsce nie czułam nóg... ale za to humor i apetyt pierwszorzędny :) Co ładniejsze fotki w galerii po prawej stronie. Reszta w linkach (nazwy wsi).

MAPA WYPRAWY

19 lipca 2007

>>>>>> Dębowo >>>>>>

Wieś między Biskupcem a Reszlem, ok. 2 km przed Bęsią. Nie ma jej nawet na mapie samochodowej. To piękne miejsce na granicy leśnego rezerwatu, nad jeziorem Stryjeńskim. Moja baza noclegowa i żywieniowa. Jest co oglądać.



A tu panorama(widok z pomostu), kliknij by powiększyć


18 lipca 2007

>>>>> Biskupiec Reszelski >>>>>

Kolebka warmińskiej cywilizacji. Ostatnimi laty trochę podupadła, ale liczne wakacyjne remonty dróg oraz tłumy w dyskoncie Biedronka dają nadzieję na zachowanie jej miejskich tradycji :) Polecam knajpę nad rzeką. Pyszne żarcie i duże porcje za rozsądną cenę. Tyle,że trzeba czekac minimum 20minut. Za dużo klientów i kucharka się nie wyrabia :) Kafejka intrnetowa w sklepie samochodowym na rogu rynku(róg bliżej Kościoła).


lavinka nawiedziła tę okolicę głównie w celach rowerowych, zdęcia nie są najlepsze... były robione najczęściej z roweru, lub w biegu... bo zbyt wiele na Warmii było miejsc,które chciała odwiedzić... więc zasuwać trzeba było z prędkością japońskiej wycieczki... przygód było niemało ale o nich w kolejnych wpisach niebawem :) Polecam Warmię na każdą porę, wbrew powszechnym opiniom, jest tam bardzo ciekawie i sympatycznie. Zwaszcza ludzie, są przemili i zawsze mają czas by pogadać o tym i owym. Serdecznie pozdrawiam panią z lumpexu, dzięki której udało mi się znaleźć spodnie na mój rozmiar :)))

1 lipca 2007

>>>>>>> Czerwiec i rower >>>>>>>

Wprawiając się w rowerze z myślą o wyjeździe do Biskupca lavinka wybrała się obejrzeć fort Wawrzyszew. Niestety dostęp do niego był utrudniony, z jednej strony ogródkami działkowymi, z drugiej zamkniętym osiedlem... Mapa wyprawy jest tutaj: LINK


Nie zdobywszy fortu, czując niedosyt lavinka pokrążyła po polu nieopodal, nakarmiła brata landrynką i wyruszyła dalej przed siebie bez celu... najpierw jechała wzdłuż pasa startowego lotniska na Bemowie a potem wjechała do lasu. Nie obyło się bez postoju spowodowanego nieodpartą chęcią sfocenia strumienia (galeria) do którego zresztą lavinka przedzierała się przez pokrzywy sięgające jej do pasa... a do strumienia niemal nie wpadła... :)


Nic to jednak, po wyjeżdzie z lasu pojechała w kierunku Arkuszowej i z daleka podziwiała najwyższe wzniesienie na Bemowie-górę śmieciową. Być może kiedyś będzie tam jak na Sczęśliwicach. Dziś jest toksycznie i śmierdząco. Po napatrzeniu się na górę lavinka zrobiła zakupy w pobliskiej mecce rowerzystów-sklepie monopolowym i uciekając przed zbliżającą się ulewą sfociła kilka rozpadających się domostw

>>>> Katowice i geocaching >>>>