8 grudnia 2009

>>>> Olsztyn wczoraj i dziś >>>>

Kiedyś zawitałam w okolicę jeziora Ukiel z okazji studenckiego projektu Stacji ornitologicznej. To była wczesna wiosna, na Warmii niemal jak zima i wieje potwornie. Tam zawsze wieje. A zwłaszcza wiosną i jesienią. Wyżynne otwarte przestrzenie. No wiecie. Urywa łeb. Zimą jest jeszcze gorzej :)
Tak wyglądał Ukiel pod koniec lat 90tych.
A tak teraz, znaczy we wrześniu tego roku. Trochę przybyło agroturystyki ale poza tym dzicz aż miło. Polecam.
Słupki jak były...
Tak i są.
Ale,ale - przeca miasto! Miasto też zwiedziłam, rowerowo a jakże. Wszystkie zdjęcia w albumie OLSZTYN. Tu tylko widoczek Starówki...
Piękny ceglany wiadukt kolejowy
I stare osiedle kolejowe,na północny zachód od głównego dworca.

A rowerowa relacja na bajkstatsach.

21 października 2009

>>>> Pogórza Przemyskie i Dynowskie >>>

Takie górki, tylko mniejsze. Dla mnie, owerzystki mazowieckiej-równie górzyste jak każde inne. Aże ciepło było, tom się nieźle zasapała na podjazdach i nieźle nadenerwowała na zjazdach(że z prędkością ponad 40km/h wypadnę z drogi na zakręcie).
Na Pogórzach prównież bywały piękne Cerkwie
...ale sporo było wsi z zachowanymi (w miarę) charakterystycznymi chatami dla tego regionu
 
Pięknie bywało i na horyzoncie
A i ruinki się trafiały.

Więcej  w TYM albumie

9 października 2009

>>>> Beskid Niski >>>>

No to wreszcie te góry. Ciężko się pedałuje pod górę, ale jeszcze gorzej pcha rower pod górę po błocie. Inaczej mówiąc Beskid był hardcorowy, mimo że znowu tak dużo nie padało. Ale by się błocko zrobiło - starczy w zupełności. Masakra. Ale było fajnie ;)
Co jest w Beskidzie fajnego poza górami?
Ano cerkwie. Drewniane.
I murowane.
 
Chaty i chatki

A także kamieniste rzeczki
 
Jest też grób Josefa z Bazin
Ale najważniejsze są owce.

22 września 2009

>>>>> Babie Lato nad Narwią >>>>>

 Nie tylko dla pań. Ale i tak grupa 11 osób była mocno sfeminizowana ;)


Ponieważ wiać miało ze wchodu, pojechaliśmy najpierw do Białegostoku pociągiem i stamtąd nie zwiedzając miasta pognaliśmy do Choroszczy, gdzie zajęło nas na dłużej zwiedzanie Pałacyku Branickich jak i pobliskiego parku. Nawet z Tomim założyliśmy kesza (jak sie okazało potem, drugiego w tym parku). Mnie jednak bardziej podobał się kościół, pięknie lśnił w promieniach porannego słońca

Potem przejeżdżaliśmy przez starorzecze Narwi, piękna rzeka o wielu korytach ;) Przy okazji trafiliśmy na tamę. Co ciekawe kiedyś rysowałam kubek w kubek taką samą...



Byliśmy też w strzeżonym buławą Tykocinie, gdzie przyplątał się do mnie pies na trawniku. W Tykocinie jest piękny plac przed równie pięknym kościołem i jeszcze piękniejsza Synagoga. Jest też dobrze zaopatrzona knajpa Tejsza, gdzie zjedliśmy obiad. Jest też ładny stalowy most i za nim zamek, ale zamku nie zdążyliśmy obejrzeć, spóźnieni byliśmy 2 godziny.


Mieliśmy po drodze kilka przygód. Niemal w tym samym czasie poszły dwie dętki. Szczęście w nieszczęściu. Za to wieczorem zewsząd otaczały nas krowy a jechaliśmy Unijnymi Kałówkami.

Ale i tak zdażyliśmy zobaczyć Pomnik Śledzika.


Dzień pożegnał nas pięknym zachodem słońca, ale my nadal nie wiedzieliśmy gdzie się rozbić namiotami. Za Wizną przyplątał się kolejny pies, który towarzyszył nam w sumieprzez 30km. Miał zdrowie. Noclegowaliśmy nad starorzeczem Narwii, z kilometr od punktu widokowego, pod którym znaleźliśmy zakopanego kesza :)

Następnego dnia jechaliśmy przez Łomżę, której nie zwiedziliśmy,ale zdążyłam focić bramę na podwórko. Tu odpadł Darek, któremu pekła obręcz w kole.Jak pech to pech, zwżywszy że poprzedniego dnia wieczorem ToMi niefortunnie zaparkował swego dwukołowca na brzegu wjazdu na poesję i właściciel rozjechał mu przednie koło.Na szczęcie zdołał je prowizorycznie nacentrować i jechał dalej.

Najważniejszym punktem drugiego dnia wycieczki był Skansen w Nowogrodzie i kolejne dwa kesze(w tym jeden wirtualny).
Jadąc do Ostrołęki nadłożyliśmy trasę i gruntówką podjechaliśmy dużym polem golfowym (choć krowy twierdzą, że to ich talerz śniadaniowy) do Jałowców i pięknej Narwii (okolice Czartorii)
A potem pociągiem wróciliśmy do Warszawy z przesiadką w Tłuszczu,ale wcale od tego nie przytyliśmy niestety.

Wszystkie fotki w albumie BABIE LATO NAD NARWIĄ

15 września 2009

>>>>> Rowery zza Buga >>>>>

Mały przerywnik przed kolejną częścią wakacyjnej wyprawy w góry. Otóż rowerowaliśmy z Adasiem na podlaskiej części Mazowsza, lub jak wolą inni na mazowieckiej części Podlasia. Do Małkinii dojechaliśmy pociągiem, a potem gnaliśmy po Nadbużańskim Parku Krajobrazowym
Obiad zjedliśmy w Ciechanowcu, ale przedtem odwiedziliśmy skansen położony w parku wokół pałacu. Jak zwykle urzekł mnie wiatrak ;)
Nocowaliśmy u zbiegu Nurca i Pełchówki. W ostatniej chwili przenieśliśmy namioty w bardziej malownicze miejsce (wcześniej byliśmy tylko przy Nurcu).
Następnego dnia odwiedziliśmy Drohiczyn...
I Górę Grabarkę.

Więcej zdjęć w albumie ROWERY ZZA BUGA

4 września 2009

>>>>>> Dolina Sanu >>>>>>

Pierwsza część rowerowej wyprawy w Beskid Niski wiodła Pogórzami. A raczej na ich pograniczu, bo staraliśmy się jechać doliną Sanu, by nie było za dużo podjazdów(a i tak były) :) San w tym rejonie mocno meandruje, płynie leniwie i jest bardzo płytki. Dlatego często ludzie przeprawiają się przezeń za pomocą promów. I myśmy postanowili skorzystać z tego rodzaju przeprawy. Ale okazało się,że prócz promów na Sanie liczne są wiszące stalowe mostki, niektóre w tak złym stanie,że nawet nie ma ich na mapach. 
Pierwszy trafiliśmy zaraz za Krasiczynem, wyglądał dość porządnie.
 Ten był na mapie, nawet samochód po nim przejechał.
A tego mostka na mapie nie było. Z duszą na ramieniu, ale się przedostaliśmy nie spadając :)
Na innym mostku bardzo bujało i deski skrzypiały. Ale co to dla nas.
Oczywiście, płynęliśmy też promem, o takim.
 
Przy innym promie okazało się, że panu nie chce się go uruchamiać dla dwójki rowerzystów i przewiózł nas łodzią. Łodzią!

Nie powiem co wtedy czułam, tam na środku rzeki z objuczonym rowerem... mała łódź, dwa rowery, trójka ludzi. Ugh.
Prócz wyżej wymienionych mostków i przepraw zdarzały się w miarę zwykłe mosty, choć też stalowe...
lub betonowe z drewnianymi barierkami. Trafił się też drewniany,ale nie mam zdjecia.
Ale ale. San!

I znowuż. Moim zdaniem dookoła były góry, a nie, bo podobno jakieś pogórza. Dla mnie jak coś wygląda jak góra, to jest góra i basta! ;)

Te i inne rozliczne atrakcje do obejrzenia w albumie DOLINA SANU

26 sierpnia 2009

>>>>>> Wieżysty Krasiczyn >>>>>>

Bo wież Ci na nim dostatek, a każda inna, niepowtarzalna i piękna na swój sposób. Mnie zachwyciło odnowione sgraffito na elewacjach. Niestety trochę zarósł staw i widać było tylko kwitnące zielsko. Bardzo malownicze, ale wody zza nich nie było widać. Może na wiosnę? KRASICZYN obeszliśmy parkiem dookoła, nie mieliśmy czasu na zwiedzanie z przewodnikiem. Park jest piękny sam w sobie, idealny na letni spacer. Rowerki zostawia się przy wejściu, koszt zwiedzania parku symboliczny.Polecam sklepik z pamiątkami w zamku, bardzo dobrze zaopatrzony :)
Strona domowa zamku,gdzie widać nieco więcej stawu.

17 sierpnia 2009

>>>> Przemyśl i Twierdza >>>>

Dziś zaczynam relacjonować wyprawę rowerową w Beskid Niski. Zaczynam jednak od Pogórzy, bo tamtędy dojechaliśmy do gór. Właściwie to dla mnie wszystko jedno, bo cały Przemyśl był dla mnie w górskiej dolinie. Ja, rowerzystka mazowiecka rzadko widuję takie pejzaże.
PRZEMYŚL jednak nie był naszym celem.Po prostu tam kończyła się linia kolejowa. W Przemyślu wypiliśmy z Tomim mrożoną kawę z lodami dla ochłody i objechaliśmy dla przyzwoitości starówkę.
 Ale było za gorąco, zresztą dzień pomału się kończył. To pojechaliśmy na przedmieścia, do Fortu górującego nad miastem - zamienionego w park. Wokół Przemyśla jest bardzo dużo fortów i bunkrów a to za sprawą TWIERDZY PRZEMYŚL. Na objechanie jej potrzeba kilku dni. My zahaczyliśmy tylko te po drodze. Najważniejsze to Fort Helicha, mocno zakrzaczony oraz miejsce naszego noclegu, Fort Prałkowce (a wcześniej w mniejszym forcie Zniesienie zgubiłam okulary i resztę wyprawy jechałam z oczami kreta...) 
Nocowaliśmy w namiocie rozbitym pod dachem, a jakże, ruin koszar fortu.
Trzeba tam będzie wrócić na wiosnę. Koniecznie. Są chętni? 

A i nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to już jest góra ;)
c.d.n...

12 sierpnia 2009

>>>>>> Liw i okoliczne wsie >>>>>>

Wybraliśmy się w lipcu z Magdą i Tomim pociągiem do Siedlec, ale wysiedliśmy w Mrozach, choć mrozu nie było ;) Celem była rzeczułka Liwiec oraz zamek w Liwie(a może Liwiu). Zanim tam dojechaliśmy zwiedziliśmy sporo mazowieckiej wsi i zabytkowych drewnianych chat.
Nasza trasa wiodła przez MROZY, KAŁUSZYN, WITY, DALBOGI, CIERPIĘTA, WIERZBNO (gdzie nie było metra), SOBOŃ, KRYPY i uciekając burzy wreszcie LIW. Zamek robi wrażenie, a zarazem dziwnie wygląda.... z doklejonym dworem.
Po zwiedzeniu wystawy w miejscowym Muzeum udaliśmy się rozlewiskiem Liwca na południe. 
Po drodze okazało się,że ktoś podpalił trawy i ToMi wykonał telefon do odpowiednich służb.Ciekawe czy ugasiły.My nie czekaliśmy, tylko ścigając się z bocianami pomknęliśmy dalej do GRODZISKa, gdzie znajduje się...Grodzisko ;)
Po obejściu grodziska dookoła(trochę to trwało) goniliśmy burze przez WYSZKÓW, OSZCZERZE, DALKÓW DAĆBOGI, PROSZEW, KOPCIE, STARĄ I NOWĄ SUCHĄ... w Starej Suchej zabawiliśmy dłużej w skansenie.
Dalej były CHOJECZKI SYBILAKI (kto wymyśla te nazwy?), CZARNOWĄŻ, POLAKI i dobrnęliśmy do miejscowości KOTUŃ, gdzie w ostatniej chwili nabyliśmy podwieczorek w delikatesach i zalegliśmy na ławce. 
Przedtem znaleźliśmy jakiś piaszczysty kawałek lasu,który chyba jednak nie jest wydmą.
Robiło się ciemno i zimno. Pociąg się nieco spóźnił i bardzo późnym wieczorem, nieco przemarznięci (przynajmniej ja) wróciliśmy do domków.

Relację na gorąco z tej wyprawy można poczytać U MNIE na bajkstatsach

oraz na bajkstatsach WUJKA TOMIEGO

>>>> Katowice i geocaching >>>>