Dokładną relację dzień po dniu można przeczytać na bikestatsach
1 2 3.
A tutaj skrótowo. Jako że szykuje się dłuższa wyprawa ( 9 dni) - Makar
wymyślił, że pojedziemy na rozgrzewkę gdzieś bliżej. A tak naprawdę
zostawił w Łutowcu czołówkę i nie chciało mu się samemu po nią wracać ;)
TLK podjechaliśmy (Makar, Paweł i ja) do
Myszkowa (pociąg nazywał się Tour de Pologne i trasę miał niezłą, od Gdyni po Katowice) a stamtąd rowerowo do szkoły w
Łutowcu, gdzie czekała na nas z utęsknieniem czołówka Makara oraz wygodne łóżeczka na poddaszu.
W Łutowcu oprócz szkoły znajdują się skałki, na
których kiedyś była strażnica. Ale nie bardzo widać na których, bo
wszystkie wyglądają tak samo. Z Łutowca przez Żarki pojechaliśmy do zamku w Olsztynie.
Głównym punktem dnia okazała się jednak smażona ryba kilkadziesiąt
kilometrów dalej. Po zwiedzeniu okolicznych zabytków i innych ciekawych
obiektów, trafiliśmy na stodołę idealnie nadającą się na nocleg (ja ją
wypatrzyłam!). Szukaliśmy go jeszcze gdzie indziej, ale wyszło że
jesteśmy skazani na tę w lesie. Tylko rano panowie myśliwi grzecznie
kazali się nam wynosić. Ale co tam ;) Grunt, że się wypadało przez noc i
mogliśmy spokojnie jechać dalej. Niestety nie mam zdjęcia stodoły
(przeoczenie).
Zdjęcie powyżej to przepiękny drewniany kościół z miejscowości Gidle
- już w woj. łódzkim. Są tu jeszcze dwa inne kościoły ale ten spodobał
się nam najbardziej. Przez resztę dnia kręciliśmy się po okolicy,
oglądając głównie barokowe kościoły, a nawet jeśli starsze - to i tak
przebudowane na barokowe. Trochę się nam zaczęły mylić ;) Jeden z
piękniejszych obejrzeliśmy w Radomsku.
Radomsko to w ogóle piękne miasto pełne cudownie
wykończonych budynków. Nie miałam o nim pojęcia i dlatego dzielę się
odkryciem. Pojedźcie tam koniecznie, jeśli lubicie wysmakowany detal.
No i to jest koniec wycieczki. Z Radomska w dość ciasnych warunkach dojechaliśmy cało i zdrowo do Warszawy :)
A teraz mały bonus, czyli dlaczego warto kupować mapy turystyczne.
Makar wypatrzył na mapie coś jakby mogiłę, pomnik, nie wiadomo co. I tak
było po drodze to podjechaliśmy. I co ukazało się naszym oczom? A to:
Kolumna stoi przy drodze, ale w polu - pomiędzy miejscowościami Kruszyna i Borowne.
Dopiero przypadkowo spotkany po drodze miejscowy społecznik i cyklista (
z kolegami jadący samochodem) opowiedział, jaką historię upamiętnia.
Postawił go dziedzic okoliczny swojemu synowi, który targnął się w tym
miejscu na swoje życie.