Wybierałam się do Łodzi jak ta sójka za morze od 3 lat. Ostatnim razem
byłam tam w 2006 roku, tu na blogu są dwie skromne galerie, bo wówczas
dysponowałam tylko Zeniem.
PIERWSZA i
DRUGA.
A teraz
było inaczej, bo miałam przewodnika, Huannu(kiedyś Neohuannu), wujku Samo Bro czy jak się tam zwie teraz ;)
Zaczęliśmy od Widzewa, by pojechać na osiedle z lat 40tych - Stoki (każda
ulica jest tam górska i to nie tylko z nazwy). Stamtąd rzut beretem do
zamkniętego w sobotę cmentarza żydowskiego i muzeum utworzonego na
miejscu stacji, skąd wywożono Żydów do obozów śmierci. Stacja zwała się Radegast. Zaraz potem jeszcze pomnik pomordowanych dzieci i w ogóle smutno i martyrologicznie.
Potem chłodziliśmy się u Huanna na Bałutach, by zostawić rowerki na
chwilę i przejśc się po okolicy na piechotę, bez rowerów łatwiej było
się poruszać po podwórkach. Klimat bardzo podobny do warzawkiej Pragi,
choć kamienice w lepszym stanie.
Dalej z powrotem na rowerki i myk do Parku Ocalałych
A dalej to już tylko Manu i obowiązkowe focenie czerwonych rowerków.
A obok Manufaktury zwiedziliśmy osiedle robotnicze i drewniany kościół(zdjęcia nie ma bo nie wyszło).
Pobyt w Łodzi byłby nieważny, gdybyśmy nie odwiedzili Pietryny i
nowej atrakcji, zdrojów ulicznych.Bardzo pyszna woda. Zdroje są
ozdobione rzeźbami dzieci i rybek.
Na Pietrynie fundnęłam sobie mrożoną kawę(koktajl i sernik z Manu
nie tarczyły na długo) i pojechaliśmy w stronę Księżego Młyna(spóźniłam
się na spacer),ale wcześniej zahaczylimy o Białą Fabrykę, na tyłach
której jest skansen drewnianych budynków z Łodzi (niestety był czynny do
16, więc fotki zza ogrodzenia)
Ledwo zdążyliśmy zwiedzić dzikim pędem Księży Młyn
Na sam koniec polecielimy po bilety na Fabryczną. Pociąg o 19tej
śmignął sprzed nosa, pozostawał ten o 20:58.Mieliśmy niecałe 2
godziny,więc wpadliśmy jeszcze raz do Huanna, przy okazji odebrałam
pocztę. Okazało się,że
Stahoo
jest w Łodzi od rana ledwo żywy po dlaekiej wyprawie.Pisnęłam mu
mejlem(a Hua smsem),że będzie mnie można dorwać na Fabrycznej przed 21 i
pognaliśmy z powrotem na dworzec. Stahoo dotarł 2 minuty przed
odjazdem, ale zdążył mnie wyściskac i wycałować ;)
Wszystkie zdjęcia w albumie
ŁÓDŹ
Potem w Łodzi była wielka ulewa z gradobiciem, która ścigała mój
pociąg, ale koło Żyrardowa straciła zapał i suchą stopą dotarłam do
Warszawy :)
Pozdrawiam też
Mackozera z blipa, któremu omal nie rozjechałam psów nie zauważając ich ni jego samego na Bałutach ;)